Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
28
Na pograniczu obcych światów.

szała, a wyraźny zakaz mnie już nie dotyczył, omijałem ją sam, ponieważ mnie ojciec nigdy tam nie wzywał. I została we mnie jakaś — nie powiem bojaźliwość, lecz niepewność, odpychająca mnie od czarnych tych drzwi, przypominających dziwactwo ojcowskie.
Wielki klucz zaskrzypiał w zamku, jakby wzdychając nad profanacyą świątyni przez śmiałka nieproszonego, i wyznam, żem z pół minuty stał w niepewności na progu. Komnata była niewielka, zapchana książkami, instrumentami flzycznemi, retortami i tym podobnemi rzeczami. Rozglądałem się chwilę, potem odgarnąłem wypłowiałą zasłonę, kryjącą wielkie folianty w pergaminowych oprawach. Co za dziwne były to książki! Co za dziwne nazwiska! Van Heimont, Wilh. Postel, Paracelsus — i nie wiem już jakie! Niektóre książki były po hebrajsku, inne w zupełnie nieznanym mi języku. Głowa zaczęła mi się zawracać. Wyciągnąłem kilka tomów z najniższej półki, według wskazówek „widziadła“ paryzkiego. Nigdzie nic — prócz kupek pyłu...
Już chciałem rzucić daremną robotę, gdy