Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
266
Na pograniczu obcych światów.

Mało się zastanawiam i nie próbuję nawet wytłómaczyć sobie, co się to właściwie ze mną było działo — czy wszystko było próżnem jeno widzeniem, paroksyzmem gorączkowym lub prostem szaleństwem. Kto oznaczyć może gdzie granica między prawdą i ułudą, między rozumem i obłąkaniem? Przypominam sobie niekiedy, jak Rzymianie objaśniali szaleństwo. Według nieb, szaleniec był prześladowany przez manów, przez dusze zmarłych, a widzenia jego były widmami, które go przerażały. A ja zachowałem się stosownie do przepisu u starożytnych obowiązującego: „Kto zbliżył się do złego demona, niech się uciecze do ołtarza bogów!”
Czyliż miłość nie jest świątynią Boga Najwyższego? A serce Flory jest ołtarzem Boga godnym — i klęcząc przed ołtarzem tym, czuję, że miłość mnie oczyściła i miłość zbawiła.

KONIEC.