Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
235
Na pograniczu obcych światów

nej krwi na głazach... Zmiłowania nie zna serce srogiej Chiomary... Martwa równia pod miesiącem wielkim, krwawym, drzemie, wiry pyłów błądzą po niej, niby niegrzebanych bohaterów dusze, wokół wycie zwierza pobrzmiewa dzikiego, z łona skalisk, sterczących śród piasku, wypłoszone leci nocne ptactwo, a w podziemia pomiędzy głazami, wzwyż ku miesiącowi, słupem czarny dym się wali. To potężnej czarownicy gniazdo. Nigdy ona słonecznej nie widzi światłości; w głębiach ziemi skryta, drgań tajemnych serca świata słucha, słucha głuchych a proroczych wieści, które z bezdni niezgłębionej płyną. Bez bojaźni stoi Chiomara przed straszliwym czarownicy zjawem. Białą ręką pociągnie bez drżenia za jej długiej, czarnej szaty fałdy.
— Wiem, żeś potężna ja k bogowie sami! — wielkim głosem woła Chiomara. — Twoja wola panią jest żywiołów, po królewsku rozkazujesz gwiazdom, twego słowa słuchać musi księżyc, jeśli zechcesz, z niebios tła go stargniesz, i krwią brocząc zwali się na ziemię. Na twe słowo ziemia padłych wyda bohate-