Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
229
Na pograniczu obcych światów

łej Korydwenie, o Belenie, bogu złotowłosym królu słońca, który dzielność w mężów serca wlewa, pod którego mocą złote z ziemi zbóż w zrastają łany, który daje ziołom, leczącym choroby, z mchu kiełkować w cichym cieniu drzew. On olbrzymów buntowniczych zmógł, on zwyciężył ciemność śmiercionośną, książę bardów, władca nad wodami! Pług jego ze słonecznych ukowan promieni, tęcza niebios jak pas kwietny przepasuje bogu ciało, poświętna jałowica krok w krok za nią idzie. Mile chwalba mężów głaszcze bardów uszy. Śpiewają znów. A śpiew ich opowiada teraz o wyspach ptaków, kędy niebotyczne drzewa w wieczystej stoją zieloności, gniazda świętych skrzydlaczy niosąc na gałęziach. Ptaków tych skrzydła lazurem, purpurą, szafranem się mienią, król ich ma głowę złotą, w skrzydłach srebrne pierze. Śpiewny szczebiot tych ptaków jest, jako śpiew niebios, a do wtóru im z morza dziewy kwilą białe, które tu w samotności, zdala od swej ziemi, wygnanki na tej wyspie, beznadziejnie płaczą... — Tak bardowie. A godownicy z chwalbą głowami ki-