Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
215
Na pograniczu obcych światów

— Byłam córą ludu bohaterów mocnych, córą Keltów, którzy zaginęli, podobnie jak święte dąbrowy, w których cieniu mieszkali. Umilkły srebrne harfy bardów, w niepamięć poszły śpiewy przypominające sławę potężnych owych mężów, którzy ani bogów swych, ani morza, ani gromów się nie lękali, którzy przeciw nawałnicom ze śmiechem szerokie nadstawiali pawęże, wyzywając pioruny, aby w nie raził! Zawiał, zasypał czas ślady ich nóg... Utkwij spojrzenie na tem. co gwiazdą ci się zdaje, i słuchaj pieśni, którą bardowie śpiewali o mnie i o mych losach. Poznaj z pieśni dawno przebrzmiałej smutne dzieje mego żywota na ziemi...
Szelest wietrzyka umilkł. Utkwiłem wzrok w słabo-migotliwym blasku białawej gwiazdy — i wkrótce zdało mi się, że srebrny zmrok, spływający z niej, otacza mnie dokoła. Okolica znikła mi z oczu, i zdało mi się, że słyszę poszum dąbrów potężnych. Z szumem tym mieszały się jak gdyby strunne dźwięki, a smutny głos, głos Chiomary, śpiewał pieśń barbarzyńską, przeciągłą, jednostajną, jak łos-