Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
210
Na pograniczu obcych światów.

oczy, bojąc się oślepnąć od blasków tej światłości.
— Aniołem jesteś czy boginią? — zawołałem, ujarzmiony pięknością i dostojeństwem zjawiska.
W uszach zabrzmiała mi jak gdyby gędźba najsłodsza i nigdy niesłyszana, głos jakiś ozwał się, ale jak gdyby we wnętrzu mej własnej istoty — nie mówił mową ludzką, ale zrozumiałem wszystko, jak się wyraźną rozumie melodyę.
— Nogi moje stąpały niegdyś po ziemi, która jest matką twoją i moją zarówno. Nie jestem próżnem widziadłem, dusza moja mieszka w ciele pływającem w eterze i karmiącem się światłością słoneczną. Spojrzyj na mnie!
— Nie mogę! — zawołałem. — Oślepiasz śmiertelne me oczy. Ale mów, zaklinam cię! Mieszkasz w świecie nieznanym, świecie wyższym, czystszym od naszego! Odpowiedz: czy jest Ten, którego Bogiem zowiemy.
Cień milczał.