Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
208
Na pograniczu obcych światów.

rem wszechświat oddycha, stań przedemną i objaw mi się! Chcę cię widzieć, chcę cię poznać, ktokolwiek jesteś, anioł czy demon!
— Nie zaklęć twoich, twego słucham się pragnienia — zaszemrało w cichym powiewie. — Oto jestem przed tobą! Pójdź za mną! Daleko w polu, na kopcu granicznym, siedziała biała jakaś postać, w mgliste otulona zasłony: ów cichy wiew, ów szepczący głos ztamtąd dochodził...
Nie namyślałem się długo. Zerwałem wypłowiałą zasłonę, wiszącą na szafie z księgami, przywiązałem ją do okna i spuściłem się po niej na wysoki orzech, szumiący przed domem. W okamgnieniu byłem u sztachet ogrodowych, przeskoczyłem je i pośpieszyłem w pole. Otulona w zasłony postać ulatała przedemną, jak lekka mgła poranna, wiatrem gnana, i zataczając niepewne zygzaki niby błędny ognik, powiodła mnie stromym stokiem na puste wzgórze, gęsto kwitnącym zarosłe wrzosem. Z trwogą pierzchało nocne ptactwo przedemną, a ze wsi dobiegało ponure wycie psów. Na szczycie wzgórza zatrzymał się