Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
183
Na pograniczu obcych światów

wadziły piętro. W sypialni nie paliło się jeszcze żadne światło, ale jasność miesięczna wdzierała się przez otwarte okna i drzwi razem z wonią kwiatów, i w pokoju było tak widno, żem każde załamanie, każdą fałdę zasłon nad ciężkiemi, starodawnemi łóżkami wyraźnie mógł rozeznać.
Spieszne me kroki wstrzymało nagłe zdumienie: kolebka syna mego, stojąca zawsze obok łóżka Flory, zniknęła. Lęk mnie przeleciał jak strzała mrożąca. Co to miało znaczyć? Czyżby dziecko było chore? Wiedziałem, że Flora trzymała się wszelkiego rodzaju zabobonnych tradycyi, dotyczących obchodzenia się z dzieckiem. Przed samym moim wyjazdem nie chciała zezwolić na wyniesienie kolebki do ogrodu, twierdząc, że takie przenoszenie się z dzieckiem z miejsca na miejsce ma, według starego podania, sen mu odbierać. Cóż ją tedy skłoniło do wykroczenia przeciwko raz przyjętej regule? Pośpieszyłem zaniepokojony po schodach na górę i wpadłem do jej pokoju. Na gwałtowne otworzenie i zamknięcie drzwi, Flora obejrzała się i spo-