Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
178
Na pograniczu obcych światów.

Teraz dopiero, bawiąc w Pradze dłużej, spostrzegłem smutną, żałobną jej powierzchowność.
Przyrównywałem ją w duchu do miast, będących ogniskami innych, szczęśliwszych narodów, i wydała mi się miastem, o którem mówi Ezechiel, „miastem na pustki wieczne danem, w którem się nie mieszka,” miastem, o którem prorok wołał: „zstąpisz ze zstępującymi do dołu, do ludu minionego.“ Cała głęboka nędza narodowego życia naszego odsłoniła mi tym razem krwawe swe rany, smutek, niby ciężki kamień przywalający grób wszystkich nadziei, padł mi na duszę, a na widok zuchwale panoszącej się u nas cudzoziemczyzny zabrzmiały mi w uszach, jak burza, gróźb pełne słowa Ezechiela: „Dam cię narodom za dziedzictwo, i wzniosą sobie grody w tobie, i pobudują w tobie przybytki swe, i pożywać będą owoce twe, i mleko twoje pić będą.“
Nie mogłem wytrzymać w chmurnych tych murach, przyśpieszyłem załatwienie swych spraw i opuściłem Pragę przed końcem tygod-