Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
174
Na pograniczu obcych światów.

liła się nad niem i zapomniała o pozostałym świecie. Czułem, że teraz nadeszła chwila pojednania, że serce rozwarło mi się na ścieżaj, że nowe dla nas obojga nastanie życie. Oparłem się o krzesło i czekałem cierpliwie, aż Flora do mnie się obróci, ale chyliła się ciągle nad dzieckiem, i słyszałem, jak szeptała mu coś i jak je całowała.
Po chwili wywołano mnie z pokoju — i odszedłem smutnie, prawie z rozpaczą. Ale pocieszałem się, że chwila porozumienia wkrótce znów się nastręczy. Mijał wszakże tydzień za tygodniem, a między nami do żadnego nie dochodziło zbliżenia, byliśmy rzadko bez świadków i upragniona zgoda stała ciągle w progu, na ostatni, maluchny krok ku nam nie mogąc się zdobyć. Nadeszły nadto i roboty w polu, wszelkiego rodzaju sprawy i zajęcia ze wszech stron oblegać mnie jęły, miałem o czem myśleć ponad zwykłą miarę. Florę dziecko zajmowało wyłącznie i zupełnie, na nic innego nie miała ani czasu, ani myśli swobodnej, wszystko więc spoczywało na mnie. I tak dzień szedł za dniem, a między nami wszyst-