Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
146
Na pograniczu obcych światów.

brzeżny lazur firmamentu był także wielkiem okiem, a słońce — tego olbrzymiego oka ognistą jeno źrenicą. „Gdzie patrzy to oko?” — pytam. A ona mi odpowiada: „Ku prawdzie patrzy.“ I smutek przejął mnie ogromny. „A czemu ja jej nie widzę, acz przejrzałem przecie?“ — spytałem, a taka była jej odpowiedź:
„Przeto, że prawdy widzieć nie może śmiertelnik. Musi jej wszakże szukać. Idź i szukaj okiem swej duszy. Niejedna wiedzie do niej droga.“
Szedłem dalej puszczą żywota, szukając drogi wiodącej ku prawdzie, ale ciernie okrywały ją kolące. Ja wszakże nie znałem już znużenia — i przyszedłem nareszcie ku skale wysokiej, z której dziwne światło przez wązkie wydzierało się szczeliny. Uderzyłem w skałę koszturem pielgrzymim i zakląłem ją, aby mi się otwarła w imię prawdy — i stało się. Znalazłem się w grocie, gdzie jaśniał kryształowy tron, do którego cztery prowadziły stopnie. Na tronie siedziała bogini — wspaniała, dostojeństwa pełna postać. Włosy jej rozpu-