Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
136
Na pograniczu obcych światów.

— Łazarzu — szepnęła, i oczy jej zwilgotniały — wymówiłeś słowa o wiele bliższe prawdy, niż sam przeczuwasz.
— Widzisz, jak umiem odgadywać? — zaśmiałem się. — Nie tak łatwo ukryć myśli przede mną, jak-eś przypuszczała. Przyznanie się twe jest jak gdyby początkiem spowiedzi. Mów zatem, na co ta komedya ze mną, czemu grasz rolę najnieszczęśliwszej pod słońcem kobiety?
— Oh, jestem nieszczęśliwa! — wyrwało jej się jakby mimowoli. — Nie przeczuwasz nawet, ile cierpię. — Umilkła, zachwiała się i padła z powrotem na siedzenie.
— Śmiechu warto! — zawołałem. — I czemuż to? Jaki masz do tego powód?
Wstała znowu. Kilka chwil patrzyła na mnie, na cyniczny wyraz mej twarzy, potem spuściła oczy.
— Tobie, naturalnie, wydałoby się to śmiesznem — rzekła wreszcie drżącym głosem — przeto wolę zachować nadal swą tajemnicę w głębi serca własnego.
Po tych słowach wyszła szybko z pokoju.