Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
114
Na pograniczu obcych światów.

Słaby uśmiech rozgościł mi się mimowoli na ustach, i tylko przez cześć dla zmarłego usiłowałem go stłumić.
— Jest to zapewne eliksir życia, albo kamień mądrości w postaci płynnej? — spytałem żartobliwie.
— Nierozsądny chłopcze! — zawołał ze wzburzeniem Frydecki i zmierzył mnie pogardliwem spojrzeniem. — Poważa-ż się dziecinna twa mądrość żartować z wysiłku duchów olbrzymich, śmiałych i wzniosłych, których mózg twój nawet pojąć nie zdoła? Jedna kropla tego płynu — i zuchwały śmiech na ustach twych zmieni się w szczękanie zębów. Kryształ ten zawiera w sobie cuda, tajemnice nie do pojęcia dla ignorantów twego rodzaju, ty, szyderco zuchwały! Patrz, słoneczne, jasne te krople mają siłę twórczą — bo mają władzę rozbudzania tajemniczych zmysłów, które drzemią w najciemniejszym zmroku twej duszy i które się zazwyczaj wówczas dopiero przebudzają, gdy duch zbliża się do bram owej wielkiej tajni, która zowie się śmiercią. Pij, a usłyszysz, a ujrzysz — ale nie uchem,