Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
103
Na pograniczu obcych światów

chcesz — odpowiedziała cicho po dłuższem wahaniu.
— Nie wierzę! — wybuchnąłem głośnym śmiechem. — Sądzę, że nie ubliżę żadnej pannie, podejrzewając, iż przedewszystkiem marzyła o wyjściu za mąż.
— Nie ubliżysz, być może — odparła cicho. — Ale w takim razie — dodała z westchnieniem — jest to niewątpliwie marzenie o innem małżeństwie, niźli to nasze.
— W takim razie pożegnaj się na wieki ze swym ideałem — rzuciłem z rozdrażnieniem i ująłem ją za rękę.
Nie rzekła nic, zwiesiła tylko głowę i wyszliśmy z domu w milczeniu. Szliśmy w zadumie przez wieś, tonącą w złotem powietrzu wieczornem, w którem jaskółki pływały jak w jakiemś morzu światła. Ludzie stali na progach domów i przyglądali się ciekawie pannie młodej, a całe stado dzieci uganiało przed nami i za nami, szczebiocząc, jak owe jaskółki w powietrzu, i błyskając ku nam niewinnemi, pełnemi zdumienia i zachwytu oczęty.