Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drzwi otwarły, skamieniałam. Przedemną stał Jarosław!
Krzyknął radośnie, ujmując moją rękę.
Niebiańskie tony muzyki drgały jeszcze w każdym nerwie, a kiedy ukląkł przedemną i ze łzami w oczach prosił mnie o przebaczenie śmiałego postępku w Warszawie, nie miałam siły odmówić.
Uradował się, jakbym mu największą łaskę wyświadczyła, całował mnie po rękach, do nóg się zniżał, całując brzeg mojej szaty i ze złożonemi rękoma wzywał pomocy aniołów i świętych, prosząc ich o nagłą śmierć w tej rozkosznej chwili; podobnie, jak ja się modliłam przy dźwiękach jego muzyki. Byłam zwyciężona tą wielką miłością i nie czułam już urazy. Naturalnie tego wieczora nie poszłam do proboszcza; wracałam do domu, przez Jarosława odprowadzona.
Opowiadał mi, że poznał proboszcza w Warszawie, który zapraszał go oddawna, ale on nie byłby się odważył przybyć do tego pustkowia, gdyby się nie dowiedział, że nasz zamek stoi opodal.
Od tego czasu widywaliśmy się codziennie, spotykając w lesie, chodząc po polach. Niekiedy przychodził do nas, lecz matka, przychylna mu w Warszawie, teraz zachowywała się bardzo sztywno.
Bolało mnie to, starałam się tedy być więcej uprzejmą i szczerą. Towarzystwo jego stało mi się prawie niezbędnem, a namiętna miłość, jakiej nie ukrywał przedemną, choć jej nie wyznał też otwar-