Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gów tej części drogi, gdzie ołówek rysownika zrzadka uchwycić mógł jakiś malowniczy pejzaż urodzajnego pola, lub zielonych wzgórz.
Zapatrzona smutnie w brzegi Liwonianka pierwsza przerwała dłużące się od godzin paru milczenie, zwracając się do Strogowa:
— Bracie jedziesz do Irkucka?
— Tak, siostro. Jak i ty. A gdzie ja przejadę, i ty przejedziesz.
— Jutro opowiem ci, dlaczego jadę za Ural.
— Nie wymagam tego.
— Ale przed bratem nie wolno mieć tajemnic — uśmiechnęła się smętnie. Tylko że dziś... jestem tak zmęczona.
— Pójdź więc odpocząć do kajuty.
— Dobrze!
— Idź...
Zatrzymał się. Zrozumiała, że chciał ją nazwać po imieniu.
— Nazywam się Nadja — wyciągnęła doń rękę.
— Idź, Nadziu! I polegaj na twym bracie, Mikołaju Korpanowie.
Odprawił ją do kajuty. Potem sam jął błądzić po statku. Obserwował podróżnych. Lecz nie wdawał się z nimi w rozmowę. Uważał to za najlepszy sposób zachowania swojego incognito. Zresztą inni także milkli, gdy przechodził. Wszędy wisiało tłoczące podejrzenie, że policją wysłała na statku swoich tajnych agentów. Wystrzegano się mówić w głos wobec nieznajomego. Tylko dwaj cudzoziemcy zachowywali zupełną w rozmowie swobodę, używając nadto — widać dla wprawy — rosyjskiego języka,
— Ach, to pan, drogi towarzyszu, pan, którego miałem przyjemność poznać na balu w Moskwie i widzieć przelotnie na jarmarku! — zawołał głos wesoły.