Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/056

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja we własnej osobie! — odparł głos suchy.
— Jedziesz pan tedy za mną?
— Albo przed panem!
— Za?.. Przed?... A gdybyśmy byli, jak żołnierze, idący zawsze w jednym szeregu.
— Mimowoli wyprzedziłbym pana.
— Oho! Doskonale! Ścigajmy się jednak później na teatrze wojny, gdzie będziemy rywalami.
— Może nieprzyjaciółmi.
— Niech i tak będzie. Miłą mi jest pańska precyzja. Ale po cóż, do licha, mamy tutaj już wieść spory, skoro o wyprzedzeniu się na jednym statku nie może być mowy?! Wszakże pan jedziesz do Permu tą samą, co i ja drogą?
Zapewnie!.. Najdogodniejszą — do wrót Uralu.
— Więc będziemy mieli czas, znalazłszy się za granicą, w Syberji, zawołać: „Każdy za siebie, a Bóg za...“
— Za mnie!
— Albo za mnie!.,. A teraz przez kilka dni neutralnych, kiedy wiadomości kapać nam nie mogą, będziemy przyjaciółmi, nim staniemy się rywalami.
— Nieprzyjaciółmi!
— Niech i tak będzie! Zresztą przyrzekam chować w tajemnicy przed panem to, co zobaczę...
— A ja to, co usłyszę...
— Ręka?
— Ręka!
Pięć palców sangwinika potrząsnęło dwoma palcami flegmatyka.
— A propos, telegrafowałem kuzynce tekst dekretu, ogłoszonego o 12–ej, dziś o godz. 10 minut 17.
— Ja do Daily Telegraph o 10 minut 13.
— Brawo, panie Blount!
— Brawo, panie Jolivet!