Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cały świat zdał mu się owcą lękliwą, którą powalić może siłą swoją nieposkromioną. I powoli porzucił wszelki strach i ostrożność, aż w pewien wrześniowy wieczór, wpadłszy w zagrodę, chroniącą stado owiec — nie znalazł z niej wyjścia. Daremnie starał się obalić lub przeskoczyć wysoki częstokół. Uczuł gniew, lęk, wściekłość — zrozumiał, że wpadł w pułapkę.
Po krwawej walce został związany i wepchnięty do ciasnej klatki. A choć wiedział, że nie grozi mu śmierć — drżał z trwogi, że znów stanie się niewolnikiem ludzkich kaprysów. Nie bał się jednak głodu — dobrze pamiętał radziwiłłowskie śpiżarnie. To też niemało był zdziwiony, gdy mu nie dano ani jeść, ani pić w ciasnej i niewygodnej klatce.
A były to czasy ciężkie dla grubego zwierza, kiedy z rozkazu księcia Karola lud puszczański chwytał w sidła i jamy niedźwiedzie, dziki, wilki przed rozpoczęciem wielkich łowów, by je ze złotych klatek przed altany pańskie puszczano... Łowy zaś miały być nie bylejakie: sam król zjeż-