Przejdź do zawartości

Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pamiętał zapach jagód leśnych, który w letnie skwary upajał i odurzał go, i rozmarzał... A potem wspominał ze drżeniem tę jamę przeklętą — to runięcie w otchłań, mchem przysłoniętą, gdzie zwabiła go rozkoszna woń miodu... Źli ludzie o posępnym poranku wrześniowym wydobyli go brutalnie z dołu, związali i powieźli młodego więźnia, mimo jego ryków bolesnych. Nie pomogła mu dobra Matka ani jej zęby, ni pazury, przed któremi nawet ryś drapieżny uczuwał trwogę.

*

W Smorgoniach nie był jednak samotny. Ze zdziwieniem zobaczył młode niedźwiadki, rówieśników swoich, i stare czcigodne niedźwiedzice, podobne do jego matki, i zupełnie małe niedźwiedziątka, i groźne, kudłate samce niedźwiedzie, złe a niedostępne...
Jadąc w więzach, sądził, że zginie... Czuł bliską śmierć. Ratunku przed nią nie było. Zdziwił się więc, że żyje i nikt nie