Przejdź do zawartości

Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

matczyne słodsze były i gorętsze od pieszczot styczniowego słońca.

*

Jak przez sen pamiętał grozę zimowych ostępów, złowieszcze wycie wichrów lodowych — a potem dni promienne przedwiośnia, gdy cała puszcza uśmiechnęła się radością modrych przylaszczek, liljowych sasanek i złotych jaskrów, rozebrzmiała weselną pieśnią ptaszęcej miłości i srebrnym szeptem wezbranych, leśnych strumieni.
Ssał jeszcze wówczas pierś matki. Pamiętał pierwsze wyprawy z nią i z bratem w tę wiosenną puszczę, pełną dziwnych głosów i pokrzyków. A potem wspominał długie poszukiwania korzonków, wonnych ziół, traw pachnących, smacznych żuków i gąsienic... Na jednej z takich wędrówek niedźwiedzie trafiły na leśnej polanie na zabitą sarnę, której trupa szarpał krwiożerczy ryś. Miś przypominał sobie dobrze, jak Matka-Niedźwiedzica ryknęła