Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 341 —

nazwiskiem i za przybyciem na miejsce mają stanowczy zamiar podać w hotelu swe prawdziwe, ale czyż koniecznie w ciągu drogi mają wszyscy wiedzieć, że to oni właśnie są przyszłymi spadkobiercami milionów Hypperbona i na ten rachunek ściągać podwójne ceny za każdą posługę, każdą najmniejszą rzecz zakupioną przez nich? Czyż nie lepiej przejechać niepostrzeżenie, nie zwróciwszy niczyjej uwagi na siebie? Taki plan wydał się im najpraktyczniejszy.
Lecz co znaczą wszelkie plany ludzkie, gdy co innego jest nam przeznaczone?
I któż opisze przykre zdziwienie, jakiego doznał Niebieski Pawilon, gdy nie zważając na blizko stojących pasażerów, Pawilon Fioletowy zawołał:
— Co widzę! pan Herman Titbury z Chicago, mój współzawodnik z gry Hypperbona. Witam, witam pana!
Małżonkowie zadrżeli. Wyminąć niedyskretnego natręta i udać, że nie do nich zwrócone były jego słowa, nie mogli już w żaden sposób.
Więc pan Herman zdobywa się na wybieg.
— Zapewne pomyłka, prosta pomyłka...
— Czyżby mię tak dalece pamięć myliła! Nie, nie, przypominam sobie nawet dokładnie, że staliśmy obok siebie na owym sławnym po-