Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 57 —

Tej nocy mieszkańcy Werst pozamykali starannie drzwi swoich domostw, jak gdyby im w istocie groziły fantastyczne zjawiska...
Nieopisana trwoga zapanowała we wsi.




ROZDZIAŁ V.

Nazajutrz o dziewiątej z rana Niko i doktór Patak czynili przygotowania do wycieczki. Zamiarem leśniczego było iść przez wąwóz Wulkan, kierując się jak najkrótszą drogą w stronę podejrzanego zamku.
Po nadzwyczajnym wypadku owego dymu, który się ukazał ponad wieżą zamkową, a mianowicie po owym tajemniczym głosie, który dał się słyszeć w karczmie Jonasza, cała ludność była nawpół nieprzytomna z trwogi. Cyganie mówili o wyniesieniu się z tych okolic. We wszystkich chatach rozmawiano o tem, ale po cichu. Któżby się ośmielił zaprzeczać, że to nie dyabeł, czort, jak go w tamtych okolicach nazywali, wymówił zdanie tak groźne dla młodego leśnika. Przecież w karczmie było z piętnaście osób, i to osób wiarogodnych, które słyszały te dziwne wyrazy. Niepodobieństwem było twierdzić, że wszyscy ulegli złudzeniu zmysłów. Nie, nie można było w to wątpić; tajemniczy głos ostrzegł Niko Decka, że przytrafi mu się nieszczęście, jeżeli