Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 49 —

wieśniacy musieli także, albo paść bydło, albo uprawiać rolę.
Nie, żaden z nich nie chciał się na to narażać, a każdy powtarzał sobie w duchu:
— Ten, kto się ośmieli pójść do zamczyska, może już nigdy stamtąd nie wrócić.
W tej chwili drzwi karczmy otworzyły się z łoskotem ku wielkiej trwodze zebranych gości i na progu ukazał się... Patak, bynajmniej nie podobny do owej zaczarowanej bogini, o której wspominał Hermod.
Pacyent doktora umarł, i Patak podążył na zgromadzenie do karczmy pod królem Maciejem.
— Otóż i doktór! zawołał wójt Koltz.
Doktór przywitał się ze wszystkimi i rzekł z lekką ironią:
— A więc ciągle mówicie o starym zamku, w którym podług waszego mniemania mieszka czort!... Ach, jacy z was tchórze!... Co was to obchodzi, czy dym unosi się z kominów zamkowych, lub nie?... Nasz uczony nauczyciel Hermod także cały dzień otacza się kłębami tytuniowego dymu i nikt niema o to do niego pretensyi... Rzeczywiście w całej okolicy zapanowała trwoga, o niczem innem nie mówią, jak tylko o tem, że upiory roznieciły ogień w zamku?... Nic dziwnego, może mają katar. Być może, iż pomimo maja zimno panuje w komnatach zamkowych. A może zajmują się pieczeniem chleba dla tamtego świata?... Przecież i tam trzeba jeść, kiedy czło-