Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 112 —

się swobodnie po głównej izbie karczmy, a potem zasiedli do śniadania.
Jonasz stał na progu i uśmiechając się przyjaźnie, zapraszał dawnych klientów, chcąc pozyskać na nowo ich zaufanie.
— Podróżny, który zaszczycił swoją obecnością moją gospodę, jest rumuńskim szlachcicem, — mówił — czegóż więc możecie się lękać wobec takiego towarzystwa.
Sędzia Koltz najpierwszy zdobył się na odwagę i około godziny dziewiątej wszedł do izby. Za nim podążył nauczyciel Hermod i jeszcze ze czterech innych mieszkańców. Lecz doktór Patak nie chciał im towarzyszyć.
— Noga moja nie postanie u Jonasza — mówił — choćby mi za każdą wizytę płacił po dziesięć florenów.
Musimy tu zrobić jedną uwagę: jeżeli sędzia Koltz odważył się wejść do karczmy, uczynił to nietylko przez ciekawość, ani przez chęć zapoznania się z podróżnymi, bynajmniej! — powodował nim głównie interes.
Jako podróżny, młody hrabia powinien był zapłacić drogowe za siebie i za swego żołnierza. A pieniądze te szły prosto do kieszeni wójta.
Sędzia Koltz więc w grzecznych słowach prosił o zapłatę, a Franciszek de Télek, jakkolwiek nieco zdziwiony tem żądaniem, uczynił mu jednak zadość.