Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 101 —

już nie wiedziałem, co się ze mną dzieje... Niko usiłował się dostać ponad wejście podziemnej galeryi i w tym celu uchwycił za łańcuch, zwieszający się od zwodzonego mostu... W tej chwili odzyskałem trochę przytomności i chciałem powstrzymać tego śmiałka!... Zaklinam go, aby się cofnął póki czas i wraz ze mną powrócił do Werst... „Nie!” krzyknął Nik... Co do mnie wyznaję otwarcie, że chciałem uciekać, i zdaje mi się, że każdy z was uczyniłby to samo, będąc na mojem miejscu. Ale napróżno usiłowałem się poruszyć, moje nogi były, jak gdyby wrośnięte w ziemię... i żadną miarą nie mogłem się ruszyć z miejsca... byłem jak lis uchwycony w sidła... Nagle usłyszałem krzyk... ale jaki krzyk!... Wyrwał on się z ust Nika, który, puszczając łańcuch, upadł w głąb rowu, jak gdyby go jakaś niewidzialna zepchnęła ręka!
Doktór opowiedział rzeczywiście wszystko tak, jak się wydarzyło, nic nie dodając i nie ujmując, chociaż wyobraźnia jego silnie była podnieconą.
— Niko zemdlał, a ja nie pospieszyłem mu z pomocą, nie mogąc się ruszyć z miejsca... Nagle czuję, że tajemnicza potęga znika, żem wolny, że się mogę ruszyć, biegnę więc do Nika i zwilżywszy chustkę w wodzie, zacząłem go trzeźwić. Wkrótce odzyskał przytomność, lecz nie mógł się podnieść, gdyż połowa jego ciała była jakby spa-