Strona:PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tylko, aby tydzień jaki spędzić raz u tych, to znów u innych wielkich panów okolicznych.
Przepadał za proszonymi obiadami. Ale urodzenie jego, i potężny dowcip, i całe zachowanie, nie pozwalały przypuszczać choćby cienia pieczeniarstwa u tego kanonika, skromnie dreptającego piechotą, nie brzegiem wąskich rzek, jak baron de Frierdrap, ale skrajem wszelkich dróg i gościńców. Tak bowiem odprawował on swoje pielgrzymki do różnych miejsc słynących cudami kuchni, po rozmaitych pańskich dworach, znanych z gościnności i sutego stołu.
Te obiady, były zawsze słabą jego stroną. One to sprawiły, że oblicze jego nabrało rakowej barwy, i dały mu pole do pewnego dowcipnego powiedzenia. O tej czerwoności swojej, która za dni wygnania jarzyła się, podniecona Portwejnem, a po odzyskaniu ojczyzny płonęła, rozogniona Burgundem, zwykł był mawiać: „Zdaje się, że to jedyna purpura moja, bo innej, pókim żyw, nosić chyba nie będę!“.
Czoło, nos ogromny i wygięty, nos wielkie pochodzenie znamionujący, policzki, podbródki — wszystko pałało tą wspaniałą, kardynalską czerwienią. Twarz ta, jakby w pośpiechu z grubsza tylko ociosana, ale pełna przenikającego wyrazu, szkarłatną swa cerą odbijała jedynie tylko od oczu — te były błękitne jakimś błękitem bajecznym, perłowym, iskrzącym i kolącym. Nigdzie zresztą nie można widzieć takiego błękitu, pod żadnemi ludzkiemi rzęsami; w istnienie takiego