Strona:PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— „Powiem“ — rzekł mi. — „Byliśmy sami w Bois Frelon — wiesz Acan? tam, pod Avranches!... W domu nie było, prócz nas, nikogo — wyszli... Niebieskie Mundury zakradły się tymczasem pod dom... Nieraz się tak zakradali chyłkiem... Otoczyli dom... Było to wieczorem. Byłbym walczył do upadłego, nie żałując życia, byłbym strzelał przez okna, jak wtedy pod Kosą — ale miałem depesze przy sobie. Depesze te paliły mnie jak ogień... Frotté czekał na nie... — Wszak oni zabili Frottégo? Nieprawdaż?“ — Zląkłem się, by za myślą o Frotté’m nie zapędził się zbyt daleko od tego, co ja zeń wydobyć obciąłem.
— „Zabili, rozstrzelali“ — rzekłem. — „Ale Amata, cóż z Amatą?“
I gwałtownie potrząsnąłem go za ramię.
— „A tak“ — mówił dalej — „pomodliła się... odsunęła firanki, aby ją mogli dobrze widzieć... Była to pora, by pójść spać... Rozebrała się. Do naga się rozebrała. Nie mogło im nawet przez myśl przejść, że tam przy niej może być mężczyzna. Widzieli ją. Ja także ją widziałem... Piękna była!... A czerwona, cała jak te kwiatki..“ — wskazał na kwiatki rosnące na rabatach.
Oczy jego stały się napowrót próżne myśli i mdłe i jął bredzić od rzeczy...
Nie potrzebowałem już obawiać się jego obłędu. Miałem w ręku tę upragnioną historyę! Tych kilkka słów mi wystarczyło. Wszystko sobie w myśli odtworzyłem. Byłem jak ów Cuvier! Więc istotnie ksiądz nie miał słuszności. Słuszność miała