Strona:PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oczyma, nieporuszeni, z wargami zaciętemi. Lecz ja, Mości Panie de Fierdrap, czułam, że nie jestem do tego stopnia mężczyzną, jak mi się zdawało. (Na żywy Bóg, poczułam to wówczas po raz pierwszy w życiu!). Ta odrobina kobiecości, która się we mnie taiła, wzdrygała się na to i nie mogłam wystrzymać, by nie powiedzieć do straszliwego onego mściciela, do Kawalera Des Touches:
— „Na rany Boskie! Kawalerze, skróć mu Waszmość mękę“.
I podałam mu swój karabinek, on bowien nie miał broni.
— „Niechaj będzie — dla Boga na niebie, a dla Waszmość Panny na ziemi“! — odparł. — „Tyle Waszmość Panna zdziałałaś dzisiejszej nocy, że niczego ci odmówić nie mogę!“.
Stanął naprost śmigi, w odległości jakich trzydziestu kroków. Strzelcem tak był celnym, że w locie jaskółki morskie trafiał, stojąc w łódce rozkołysanej jak huśtawka. Wypalił; — a strzał wymierzony był tak, że gdy przed nim przechodziła owa śmiga, — człowiek rozciągnięty na niej, jako na celu ruchomym, w samą pierś dostał kulką, która go na wskróś przeszyła.
Biała śmiga zaczerwieniła się strugą krwi, która z tego krwistego ciała tak silnym wytryskiem bluznęła, jak woda buchająca z sikawki; — a wielka plama czerwona zbroczyła ścianę wiatraka.
Dotrzymał słowa Kawaler Des Touches! — W tej oto chwili, zmienił on ten spokojny, we-