Strona:PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i pod groźbą pistoletu Vinela ust otworzyć nie śmiała, więc z zewnątrz wyglądało wszystko cicho i spokojnie. Przypuszczali też Niebiescy, że poprostu sama Hocsonowa, znana z odważnego umysłu, zatrzasnęła bramę dla wszelkiego bezpieczeństwa, na pierwszy odgłos onego rozgruchu, jaki się wszczął między gminem a partyzantami. Pewni, iż baba pilnuje swego więźnia, stanęli w pogotowiu, by odeprzeć wszelki napad, a w danym razie nie wypuścić z gmachu żywej duszy, na wypadek, jeśliby kilku zuchwałych partyzantów poważyło się prześliznąć do więzienia, któreby wówczas było istną pułapką. Rozwinęli się tedy na całej linii wzdłuż muru, gdzie konie przywiedzione na jarmark, stały rzędem uwiązane u żelaznych kółek, jak to już Waszmości mówiłam.
Musieli jednak rozstawić się dość daleko od koni, które huraganowi krzyków i wrzasków z targowiska wtórowały gniewnem rżeniem i szalonem wierzganiem.
Stanęli przeto w szyku, lecz na odległość dostateczną od straszliwej linii podkutych kopyt, które bez ustanku biły w powietrze jak pociski, a mogłyby im pogruchotać kości.
Imci Pan Jakub patrzał na to wszystko. Z tego melankolika był bądź co bądź mąż nieustraszony! Wieczór zapadał. Czekał tedy, kryjąc się w tłumie, aż mrok nadejdzie... W pośrodku placu trzaskały jeszcze ciągle batogi. Upatrzył dogodnej pory, i z najzimniejszą krwią zdobył się na