Strona:PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wać, ktoś odnosić rany. Ale nie takie niepokoje, o nie takie! — szarpać musiały duszę Amaty. Nie przyznawała się do nich. Dusiła je w tem sercu, w którem zdusiło się wszystko. Ale ja odgadywałam, co się w niej dzieje po rozpalonych jej rękach, po suchym blasku jej oczu. Tak żyłyśmy dni całe w niepokoju, miotane niepewnością i trwogą o los naszych przyjaciół; raz w ciągu dni owych musiałam wyrwać jej z ręki robotę, bo chcąc odciąć szlak haftowany, krajała sobie palce do żywego ciała, aż krew ciekła jej na kolana, ona zasię nie czuła w głuchej zadumie, iż sobie kaleczy te śliczne ręce! Odtąd już jej na krok nie odstępowałam. Nie mówiłyśmy do siebie, siadywałyśmy tylko dłoń w dłoni i oko w oku. I jedna drugiej czytała w źrenicach to samo wieczne zapytanie, pełne obawy: Co się teraz dzieje z nimi? Żadna z nas nie odpowiadała na to pytanie, bo gdyby się odpowiedź miało, pytanie byłoby zbyteczne, zaczem nie czułoby się i obawy. Ten lęk, jak świder wiercący ustawicznie, przenikał nam serca. Chcąc się uchronić przed tem ciągiem udręczeniem, przed tem świdrowaniem na jednem miejscu — wychodziłyśmy razem na drogę po pod zamek Touffedelys: człowiekowi zdaje się żeruchem zdoła uśmierzyć niepokój. Spodziewałyśmy się, że spotkamy jakiego woźnicę targowego lub straganiarza, czy wreszcie jakiego podróżnego który zacznie nam opowiadać o tym jarmarku w Avranches, kędy rozgrywać się