Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie 02.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wiem, czego się pani po mnie spodziewa. Wszystkiego.
— Wszystkiego — powtórzyła i zamilkła, poczem dodała znacznie ciszej: — Conajmniej.
Wyglądał na zatopionego w myślach.
— To nadzwyczajne — rozważał półgłosem — jak ja tego człowieka nie lubię.
Pochyliła się trochę.
— Niech pan pamięta, że ci dwaj ludzie są niewinni — zaczęła.
— Jak i ja. Jak każdy człowiek na świecie. Czy pani kiedy spotkała mężczyznę czy kobietę, którzyby nie nie byli niewinni? A jednak każdy musi zdać się na los.
— Spodziewam się, że pan będzie wspaniałomyślny — rzekła.
— Dla pani?
— No tak — dla mnie. Jeśli pan chce — dla mnie samej.
— Dla pani samej! A przecież pani wie wszystko! — Głos jego przycichł. — Pani chce swego szczęścia.
Poruszyła się niecierpliwie; spostrzegł, że zacisnęła dłoń leżącą na stole.
— Chcę powrotu mego męża — rzekła ostro.
— Tak. Tak. To właśnie mówiłem. To jest to samo — mruknął z dziwnym spokojem. Spojrzała na niego badawczo. Odznaczał się wielką prostotą i to w nim uderzało przedewszystkiem. Czuła, jak nią zwolna owłada ta potężna postać. Nie był przeciętnym. Był raczej wszystkiem innem niż przeciętnym człowiekiem. Urok życia poza prawem rozciągał się nad nim jak niebo nad morzem, zbiegając się ze wszech stron w jednolity widnokrąg. W kole tem krążył samotny, niebezpieczny i romantyczny. Był zdolny do przestępstw, poświęceń, uwielbienia, tkliwości i sku-