Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To prawda — rzekł łagodnie Hassim — ale czy ten człowiek był ci co dłużny — czy był twym niewolnikiem?
— Niewolnikiem? — zawołał Lingard. — To jest bryg angielski. Niewolnikiem? Nie! Był to człowiek wolny jak i ja.
Hai. Wolnym jest teraz zaiste — mruknął Malaj, spoglądając wdół po raz drugi. — Ale kto zapłaci osieroconej rodzinie za jego życie?
— Jeśli zostawił gdzie kobietę lub dziecko — mój serang będzie wiedział o tem — to wynajdę je! — zawołał Lingard ze skruchą.
— Przemawiasz jak wódz — rzekł Hassim — tylko że nasi wodzowie nie idą walczyć z gołemi rękami. O biali ludzie! O waleczności białych ludzi!
— To było szaleństwo, czyste szaleństwo — zaprzeczył Lingard — a ten biedak za nie zapłacił.
— Nie mógł uniknąć swego losu — szepnął Malaj. — Zdaje mi się że mój handel na tem wybrzeżu już się skończył — dodał wesoło.
Lingard wyraził mu swoje ubolewanie.
— To nic nie szkodzi, nic nie szkodzi — zapewnił dwornie Malaj, a gdy się rozstawali, Lingard zaprosił serdecznie Hassima i dwóch jego towarzyszy wysokiego rodu, aby zechcieli bryg odwiedzić.
Wieczór był spokojny, gdy malajski statek opuścił swe stanowisko tuż przy brzegu i zbliżył się, wiosłując zwolna po zatoce, aż do miejsca gdzie bryg był zakotwiczony. Koniec grubej liny zarzucono na pokład i nocy tej bryg białego i prao ciemnego człowieka kołysały się razem u tej samej kotwicy.
Słońce zachodzące ku morzu słało między przylądki ostatnie swe promienie, gdy ciało zabitego Ma-