Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ciół — daleko na wschodzie i u jego boku zadawałem ciosy bez trwogi; gdyż czary, które z pewnością posiada, osłaniają także służących mu ludzi. Jestem prawowiernym i Ukamienowany nie może dotknąć mego czoła. Jednak nagroda za zwycięstwo przychodzi i z rąk przeklętych. Przez sześć lat żeglowałem z tym białym; z początku jako majtek pilnujący steru, gdyż jestem człowiekiem morza, urodziłem się na okręcie i biegły jestem w tej robocie. A teraz, ponieważ znam tak dobrze życzenia białego, czuwam nad wszystkiem na tym statku.
Kilka głosów wyszeptało: „Prawda. Prawda“. Stali apatycznie i cierpliwie w pędzie wiatru, smagani co chwila bryzgami fal. Pod lekkie chybotanie statku kołysali się sztywno wszyscy razem, oparci o wielką łódź. Poświst wiatru między pochyłemi masztami owijał ich ciemne i milczące postacie nieustannem swem echem.
Dziób brygu został tak nastawiony, aby skierować się nieco ku stronie nawietrznej obok małych wysepek tworzących grupę Carimaty. Dotychczas były ukryte w ciemnościach, ale teraz obaj majtkowie trzymający wartę donieśli w jednym długim okrzyku, że z przodu jest ląd. Lingard, stojący po stronie podwietrznej na jednej linji z kołem steru, śledził pierwszą z dostrzeżonych wysepek. Gdy znalazła się w kierunku poprzecznym do długości okrętu, wydał rozkazy i Wasub pobiegł na główny pokład. Ster został położony na burtę, reje wielkiego masztu powoli obróciły się na trawers, a mokre płótna wielkiego marsla przylgnęły nagle do masztu po jednem jedynem, ciężkiem plaśnięciu. Znikła olśniewająca wstęga znacząca ślad okrętu. Bryg stracił pęd i zaczął się nurzać bokami w szybko