Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słychane. Ale niech pan spróbuje tylko sobie wyobrazić, czem było jej życie. Coś nieprawdopodobnie strasznego! Prawda? I ja, który znalazłem ją tutaj — tak jak się wychodzi na spacer i znajduje się kogoś tonącego w samotnem, zatraconem miejscu. Słowo daję! Nie było ani chwili do stracenia. A przytem ta odpowiedzialność... Wierzę, że jej podołam“...
— Muszę tu zaznaczyć, że dziewczyna zostawiła nas samych już chwilę przedtem. Jim uderzył się w piersi. „Tak! czuję tę odpowiedzialność, ale wierzę, że potrafię swoje szczęście udźwignąć“. Umiał wynajdywać szczególne znaczenie we wszystkiem co go spotykało. Zapatrywał się podobnie i na swoje sprawy miłosne — idyllicznie, nieco uroczyście a zarazem szczerze, ponieważ jego wiara miała niewzruszoną powagę młodości. W jakiś czas później powiedział mi znów przy innej okazji:
— „Jestem tu dopiero od dwóch lat, a teraz — słowo daję — nie umiem sobie wyobrazić, abym mógł mieszkać gdziekolwiekindziej. Sama myśl o tamtym zewnętrznym świecie przejmuje mnie strachem; ponieważ, rozumie pan — ciągnął dalej ze spuszczonemi oczami, patrząc na swój but rozgniatający dokładnie grudkę zeschłego błota (przechadzaliśmy się właśnie po wybrzeżu) — ponieważ nie zapomniałem, dlaczego tu się znajduję. Jeszcze nie!“
— Powstrzymałem się aby na niego nie spojrzeć, ale zdaje mi się że doszło mnie krótkie westchnienie; przeszliśmy parę razy, milcząc, tam i z powrotem.
— „Przysięgam na swoją duszę — zaczął znowu — że jeśli wogóle taką rzecz można zapomnieć — to ja mam prawo wymazać ją z pamięci. Niech pan zapyta któregokolwiek z tutejszych ludzi... — ton jego się