Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jima goniły się jak szalone; mimo to jednak właśnie tej nocy dojrzał w nim plan, w jaki sposób zwyciężyć Szeryfa Alego. Rozważał sytuację już przedtem, każdej chwili wolnej od beznadziejnego wglądania w interesy Steina, ale sam pomysł przyszedł mu wtedy nagle do głowy. Ujrzał poprostu armaty wciągnięte na szczyt wzgórza. Leżąc tak, bardzo się zgrzał i podniecił; był rozbudzony bardziej niż kiedykolwiek. Zerwał się i wyszedł boso na werandę. Idąc pocichu, natknął się na dziewczynę stojącą nieruchomo pod ścianą jakgdyby na czatach. Taki był podniecony, że nie zdziwił go wcale ani jej widok, ani też szept niespokojny, gdy zapytała gdzie może być Cornelius. Odpowiedział po prostu że nie wie. Jęknęła zcicha i wyjrzała na podwórze. Spokój panował wszędzie. Jim miał głowę pełną swego nowego planu i taki był nim przejęty, że nie mógł się powstrzymać aby natychmiast dziewczynie wszystkiego nie opowiedzieć. Wysłuchawszy go, klasnęła leciutko w dłonie, szepcząc cicho słowa podziwu, ale najwidoczniej miała się wciąż na baczności. Sądzę że przywykł był zwierzać się jej ze wszystkiego — a z całą pewnością ona ze swej strony mogła mu dawać mnóstwo pożytecznych wskazówek co do spraw Patusanu — i dawała mu je bezwątpienia. Zapewniał mię nieraz, iż nigdy źle na tem nie wyszedł, jeśli posłuchał jej rady. Otóż wyjaśniał jej właśnie szczegółowo swój projekt, gdy nagle ścisnęła go za ramię i znikła. Zaraz potem Cornelius skądś się wyłonił; ujrzawszy Jima, uskoczył w bok, jakby do niego strzelono i stanął nieruchomo wśród mroku. W końcu posunął się naprzód ostrożnie, jak podejrzliwy kot.
— „Przyszło tam kilku rybaków — z rybami na sprzedaż — rzekł drżącym głosem. — Uważa pan,