Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się do niczego. Niech pan spojrzy na mnie. Wziąłem sobie za zasadę nigdy nic nie brać do serca“.
— „Tak — rzekłem — pan to patrzy jasno na rzeczy“.
— „A teraz chciałbym wypatrzyć że mój wspólnik nadchodzi, nic więcej — rzekł. — Zna pan mojego wspólnika? To stary Robinson. Tak; ten Robinson. Czyżby pan nie wiedział? Osławiony Robinson. Człowiek, który swego czasu przemycił więcej opium i upolował więcej fok niż ktokolwiek z żyjących marynarzy. Mówiono o nim, iż napadał szkunery łowiące foki w okolicy Alaski podczas tak gęstej mgły, że tylko sam Pan Bóg mógł jednego człowieka od drugiego odróżnić. Robinson Święty Postrach. To ten właśnie. Robi ze mną w tym interesie z guanem. Najkorzystniejszy z interesów jakie mu się trafiły w życiu. — Zbliżył usta do mego ucha. — Ludożerca? Cóż, przezywali go tak przed wielu laty. Pamięta pan tę historię? Rozbił się statek na zachód od wyspy Stewart... tak, dobrze mówię; siedmiu ludzi dostało się na brzeg, i zdaje się że coś niebardzo się z sobą zgadzali. Niektórzy to są tacy sprzeczni; nie potrafią ani rusz zachować się odpowiednio jak wpadną w tarapaty — nie patrzą na rzeczy bez uprzedzeń — bez uprzedzeń, mój chłopcze! No i co z tego wychodzi? Jasne jak słońce: kłopoty a kłopoty; obrywają po łbie — i dobrze im tak. Największy pożytek z takich kpów, to kiedy wyciągną kopyta. Chodzą gadki, że łódź okrętu Jej Królewskiej Mości Wolverine znalazła Robinsona klęczącego na brzegu jak go Pan Bóg stworzył; wyśpiewywał jakiś psalm czy coś w tym rodzaju, a właśnie lekki śnieg padał. Robinson nie ruszył się, póki łódź nie podjechała na długość wiosła od brzegu, wtedy