Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobrze sobie radzić, choć się wie że odwaga sama z siebie nie przychodzi (ne vient pas tout seul). Nic w tem znów niema takiego, coby mogło wytrącić człowieka z równowagi. Jedna prawda więcej nie powinna życia uniemożliwiać... Ale honor — honor, proszę pana... Honor!... to jest rzeczywiste, to istnieje naprawdę. A co życie może być warte, jeśli... — porwał się na nogi gwałtownie i ciężko, niby spłoszony wół gramolący się z trawy —...jeśli honor jest stracony — ah ça! par exemple — nie mogę się co do tego wypowiedzieć — ponieważ — monsieur — nic o tem nie wiem.“
— Wstałem również; usiłowaliśmy obaj przybrać jaknajuprzejmiejszą minę, stojąc niemo naprzeciw siebie, jak dwa porcelanowe pieski na kominku. A niechże go! Przekłół bańkę mydlaną. Zaraza błahości, która czyha na ludzkie wywody, spadła na naszą rozmowę i zmieniła ją w puste dźwięki.
— „Bardzo pięknie — rzekłem z zakłopotanym uśmiechem — więc może wszystko polega na tem, żeby ukryć to co należy?“
— Miałem wrażenie że odetnie mi się natychmiast, lecz zmienił zdanie nim jeszcze zaczął mówić.
— „To, proszę pana, jest dla mnie za mądre — to mnie przerasta — ja o takich rzeczach nie myślę.“
— Skłonił się ciężko nad czapką, którą trzymał przed sobą za daszek między wielkim i wskazującym palcem okaleczonej ręki. Skłoniłem się również. Kłanialiśmy się jednocześnie; szurgaliśmy nogami bardzo ceremonialnie jeden przed drugim, a brudny kelner przyglądał się nam krytycznie, jakby był za to przedstawienie zapłacił. — „Serviteur“, powiedział Francuz. Znowu szurgnięcie. „Monsieur“... „Monsieur“... Szklane