Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nistów z zatopionego parowca Patna; to im wystarczało i powinno było wystarczyć. Nie pytałem Jima o uczucia, których doznawał podczas tych dziesięciu dni spędzonych na statku. Ze sposobu w jaki mi o tem opowiadał, mogłem wnosić że był poniekąd ogłuszony odkryciem dokonanem na samym sobie — i niewątpliwie usiłował je wytłumaczyć jedynemu człowiekowi, który był zdolny zrozumieć całą jego straszliwą doniosłość. Zrozumcie, że nie starał się pomniejszyć tego odkrycia. Jestem tego pewien — i to go właśnie wyróżnia w moich oczach. A jakie przeżył wrażenia, gdy wysiadł na brzeg i dowiedział się o nieprzewidzianem zakończeniu historji, w której odegrał rolę tak opłakaną, nic mi o tem nie mówił i trudno to sobie wyobrazić. Ciekaw jestem czy doznał uczucia, że ziemia zapada mu się pod nogami? Chciałbym to wiedzieć! Lecz zapewne zdołał bardzo prędko odzyskać równowagę. Spędził na lądzie całe dwa tygodnie, czekając w Domu marynarzy, a że jednocześnie z nim przebywało tam sześciu czy siedmiu ludzi, miałem o nim trochę informacyj. Obojętna opinja tych ludzi wyrażała się w zdaniu, że w dodatku do innych wad Jim jest posępnym gburem. Spędził te dni na werandzie, zagłębiony w leżaku, i opuszczał swe legowisko tylko w czasie posiłków lub późno w noc, kiedy włóczył się samotnie po bulwarach, oderwany od otoczenia, niepewny i milczący, jak duch pozbawiony domu gdzieby mógł straszyć.
— „Nie przemówiłem pewnie nawet trzech słów do nikogo przez cały ten czas — rzekł, budząc we mnie wielkie współczucie, i dodał natychmiast: — Któryś z tych ludzi byłby napewno rąbnął coś, czego postanowiłem płazem nie puścić, a burdy nie chciałem.