Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rym czy smutnym, wykolejonym artystom, spłókanym graczom lub też spekulantom, którym się chwilowo nie powodziło; vieux amis — dawni przyjaciele, jak się usprawiedliwiała, wzruszając pięknemi ramionami.
Trudno powiedzieć czy Don Carlos należał także do „dawnych przyjaciół“. W palarniach słyszy się nieraz bardziej nieprawdopodobne historje. Wiem tylko że pewnego wieczoru, gdy wszedłem niebacznie do salonu Rity zaraz po otrzymanie przez wiernych wiadomości o znacznym sukcesie karlistów, schwycono mię wpół, objęto za szyję, i w szalonym wierze obtańczono ze mną trzy razy naokoło pokoju, wśród trzasku przewracających się mebli, pod takt walca nuconego ciepłym kontraltem.
Uwolniony z zawrotnego uścisku, siadłem na dywanie nagle i mimo woli. W tej pozie pełnej prostoty uświadomiłem sobie że J. K. M. B. wszedł za mną do pokoju, elegancki, złowrogi, poprawny, surowy, w białym krawacie i koszuli o wielkim gorsie. Odpowiadając na grzeczne a posępne pytanie, malujące się w przeciągłem spojrzeniu pana J. K. M. B., doña Rita szepnęła z pewnem zmieszaniem i zniecierpliwieniem:
Vous êtes bête, mon cher. Voyons! Ça n’a aucune conséquence.
Byłem rad, że w tym wypadku nie przypisano mej osobie żadnego szczególnego znaczenia; poczucie rzeczywistości już we mnie kiełkowało.
Doprowadzając do porządku swój kołnierzyk — który, prawdę powiedziawszy, nie był, jak się należało, wykładany przy krótkiej kurtce — rzekłem sprytnie, że przyszedłem się pożegnać, ponieważ wyruszam tej samej nocy na morze na pokładzie Tremolina. Pani domu, zlekka rozczochrana, oddychając jeszcze szybko,