Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


TREMOLINO
XL

Przeznaczenie chciało abym tam, w pokoju dziecinnym naszych żeglarskich przodków, nauczył się chodzić drogami swego rzemiosła i wzrósł w miłości morza, ślepej, jak często miłość u młodych, lecz pochłaniającej i pozbawionej egoizmu jak każda miłość prawdziwa. Nie żądałem od morza nic — nawet przygód. Może dowodziło to raczej intuicyjnej mądrości niż wzniosłego zaparcia się siebie. Nigdy przygoda nie zjawia się na żądanie. Temu, kto wyrusza rozmyślnie na poszukiwanie przygód, zastają w rękach same plewy, chyba że jest umiłowany przez bogów i wielki między bohaterami, jak szlachetny rycerz Don Kichot z La Manczy. My, ludzie zwykli o przeciętnych duszach, przechodzimy aż nazbyt skwapliwie obok złych olbrzymów, jakby to były uczciwe wiatraki — a przygody podejmujemy niby aniołów, którzy nas przyszli nawiedzić. Przygody zjawiają się niespodzianie, mącąc spokojny, przyjemny tryb życia. Jak to bywa z nieproszonymi gośćmi, zjawiają się często w chwili najmniej odpowiedniej. A nam w to graj, gdy odchodzą od nas nierozpoznane, gdy nie przyjęliśmy do wiadomości ze przypadła nam tak wielka łaska. Kiedy zaś po wielu latach obejrzymy się w pół drogi życia na wydarzenia przeszłości — co niby przyjazny tłum zdają się wpatrywać ze smutkiem w nas, śpieszących ku brzegowi