Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jówkowicze nad brzegiem samotnego górskiego stawu. Baseny owe były spokojne (i powiedziałbym bardzo mało rentowne); pierwszy oficer jednego ze statków wciągniętych w nużącą, wytężoną, hałaśliwą krzątaninę New South Dock — oddalonego zaledwie o parę jardów — mógł się wymknąć w obiadowej porze i wałęsać się wokół obu basenów, nie skrępowany ani ludźmi ani ich interesami, rozmyślając (o ileby to uznał za stosowne) o marności wszystkich ziemskich spraw. Te doki musiały być ongi pełne dzielnych, starych, powolnych statków kursujących do Indyj, statków o kwadratowej rufie, które znosiły — jak sobie wyobrażam — swą niewolę z taką samą flegmą, z jaką przeciwstawiały tępe, uczciwe dzioby podrzucając je falom lub wyłaniały z siebie statecznie zapomocą własnych wind i linobloków cukier, rum, melasę, kawę lud drzewo kampeszowe. Ale gdy poznałem te doki, nie było tam ani śladu eksportu; co się zaś tyczy importu, zdarzyło mi się tylko widzieć kilka skąpych ładunków podzwrotnikowego budulca, olbrzymie zgruba ociosane kłody drzewa żelaznego z lasów nad zatoką Meksykańską. Leżały ułożone w stosy potężnych pni, i trudno było uwierzyć że całą tę masę martwych, obdartych z kory drzew wydobyto z łona smukłego barku o niewinnym wyglądzie, a często i o pospolitem kobiecem imieniu — Ellen taka lub Annie owaka — wypisanem na pięknym dziobie. Ale tak dzieje się zwykle z wypakowanym ładunkiem. Kiedy go się rozłoży na bulwarze, wydaje się niepodobieństwem aby wszystko to mogło się zmieścić w tym oto okręcie przy brzegu.
Były to spokojne, pogodne zakątki w pracowitym świecie doków, te baseny dokąd ani razu nie miałem szczęścia wprowadzić statku po mniej lub więcej trud-