Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/088

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    w końcu był najbardziej podobny do dziwacznego labiryntu kreślonych ołówkiem linij bez żadnego znaczenia. Lecz w tym labiryncie krył się cały romantyzm słowa: „zapóźniony“ i odcień groźby zawarty w słowie: „przepadły“.
    — To trwało trzy tygodnie — rzekł mój przyjaciel. — Pomyśl tylko!
    — Jakże ci tam było? — zapytałem.
    Machnął ręką, niby chcąc powiedzieć: „Służba nie drużba“. Ale potem rzekł niespodziewanie, jakby powziąwszy decyzję:
    — Zresztą powiem ci. Pod koniec zamykałem się w kajucie i płakałem.
    — Płakałeś?
    — Zalewałem się łzami — wyjaśnił krótko i zwinął mapę.
    Mogę zaręczyć że to był człowiek dzielny — jeden z najlepszych jacy kiedykolwiek znaleźli się na pokładzie — lecz nie umiał znieść uczucia że ma pod stopami nieżywy statek, mdlącego, pozbawiającego odwagi uczucia, którego doświadczyli ludzie na nielicznych „zapóźnionych“ statkach, doprowadzonych wkońcu do portu pod prowizorycznym takielunkiem — uczucia z którem się zmagali i które zwyciężyli, wypełniając wiernie swój obowiązek.