Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ciekaw jestem, jak byłby do mnie się odniósł, gdyby mógł przyszłość przewidzieć? Tego nie dowiemy się już na tym świecie. Lecz jeśli spotkam go kiedy na Polach Elizejskich — a wystawiam go sobie tylko eskortowanego zdaleka przez stado gęsi (ptaków poświęconych Jupiterowi) — i jeśli zwróci się do mnie wśród ciszy tej beznamiętnej krainy, która nie jest ani światłem ani ciemnością, ani dźwiękiem ani milczeniem, krainy falującej nieustannie rozkołysaną mgłą — nieuchwytnem mnóstwem rojących się duchów — sądzę że wiem, co mu odpowiedzieć.
Rzeknę, wysłuchawszy uprzejmie jego monotonnych, umiarkowanych wyrzutów, które oczywiście nie powinny zamącić ani na chwilę uroczystej wieczności milczenia — rzeknę coś w tym rodzaju:

— Prawdą jest, że na ziemi użyłem twego imienia dla własnych celów. Ale to bardzo małe przestępstwo. Czemże jest imię, o Cieniu? Jeśli tkwią w tobie jeszcze dawne ziemskie słabości i czujesz się pokrzywdzony (był to zwykły ton twego ziemskiego głosu), wówczas zaklinam cię, pomów natychmiast z naszym wzniosłym kolegą-Cieniem, który w przelotnem ziemskiem życiu — jako poeta — rozpamiętywał woń róży[1]. On cię pocieszy. Zjawiłeś się przede mną, ogołocony z wszelkiego uroku przez dziwne ludzkie uśmiechy i lekceważącą gadaninę wszystkich wędrownych kupców na wyspach. Twoje nazwisko było na łasce wiejących wiatrów i rzekłbyś unosiło się nagie na wodach równika. Otuliłem je w królewski płaszcz

  1. Autor ma tu na myśli Szekspira i słynny ustęp z Romea i Julji (akt II scena 2):
    What’s in a name? that which we call a rose
    By any other name would smell as sweet.
    (przyp. tłum.)