Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwrotników i usiłowałem przelać w jego pustkę najgłębszy ból ojcowstwa — czego ode mnie nie żądałeś — ale pamiętaj że cały trud i wszystkie wysiłki spadły na mnie. Wspomnienie twoje prześladowało mię w ziemskiem życiu. Zważ, że to było wielkie zuchwalstwo. Żaliłeś się zawsze iż jesteś stracony dla świata; zapamiętaj więc, że gdybym nie uwierzył w ciebie tak silnie, gdybym ci nie pozwolił nawiedzać mych pokoi na Bessborough Gardens, byłbyś stokroć bardziej zapomniany. Sądzisz że nie umiałem spojrzeć na ciebie z większą bezstronnością i prostotą, że nie dostrzegłem wyraźniej cudowności, która — jak twierdzisz — towarzyszyła twym losom na tym drobniutkim błyszczącym pyłku, gdzie leżą groby nas obu — pyłku ledwie widzialnym daleko, daleko pod nami. Masz słuszność! Ale zastanów się tylko, o żałośliwy Cieniu! Przecież to jest nietyle moja wina, co twój pech nieubłagany. Uwierzyłem w ciebie w jedyny sposób, na jaki było mnie stać. Zasługiwałeś na coś więcej? Bardzo możliwe. Ale ty zawsze miałeś pecha. Nic nie stało nigdy na twej wysokości. Właśnie dlatego byłeś dla mnie taki rzeczywisty, że głosiłeś tę wyniosłą teorję z silnem przekonaniem i niezłomną wytrwałością.
W takich oto mniej więcej słowach, przełożonych na język właściwy duchom, gotów jestem przebłagać Almayera w Elizejskim Przybytku Cieniów, ponieważ rozstaliśmy się przed wielu laty i nie sądzono nam już spotkać się na tym świecie.