podróżując po okropnych drogach z najodleglejszych zakątków trzech prowincyj, a marszałek szlachty (ex officio opiekun wszystkich sierot ze szlacheckich rodzin) zwołał zebranie ziemian aby „zbadać po przyjacielsku, jak powstało nieporozumienie między X. a jego pasierbami, i przedsięwziąć odpowiednie kroki dla usunięcia tegoż nieporozumienia“. Deputacja zebrana w tym celu udała się do pana X., który przyjął ją doskonałemi winami, lecz odmówił kategorycznie wysłuchania jakichkolwiek napomnień. Na propozycję polubownego sądu roześmiał się poprostu; a jednak cała prowincja musiała zdawać sobie sprawę, że gdy pan X. przed laty czternastu żenił się z wdową, cały jego widzialny majątek (pominąwszy towarzyskie zalety) składał się z szykownego czterokonnego zaprzęgu oraz stangreta i lokaja, z którymi jeździł w odwiedziny od domu do domu; co się zaś tyczy posiadanych przezeń funduszów, o istnieniu ich świadczyła tylko punktualność, z jaką uiszczał skromne przegrane w karty. Lecz magiczna potęga uporczywych i nieustannych zapewnień sprawiła, że gdzieniegdzie znaleźli się ludzie, przebąkujący iż z pewnością „coś w tem wszystkiem być musi“. Jednak gdy wypadły imieniny pana X. (które były zawsze obchodzone przez wielkie trzydniowe polowanie), z mnóstwa zaproszonych gości zjawiło się tylko dwóch dalekich sąsiadów, ludzi bez znaczenia; jeden — skończony osioł, a drugi — bardzo uczciwy i pobożny, lecz tak namiętny myśliwy, że — według jego własnych słów — nie byłby w stanie odmówić, nawet gdyby go sam djabeł zaprosił. X. zniósł ten przejaw publicznej opinji z pogodą nieskazitelnego sumienia. Nie dał się zgnębić. Lecz musiał to być człowiek o głębokich uczuciach, bo gdy jego żona stanęła
Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/084
Wygląd