Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi się, że ten stół się przechyli jak ustawiona na pniu huśtawka, ponieważ na drugim końcu nie było nikogo, ktoby stanowił przeciwwagę dla dwóch postaci pokrytych kurzem i uznojonych od wędrówki. Potem pośpieszyliśmy na górę aby się położyć w pokoju pachnącym sosnowemi deskami; zasnąłem mocno, ledwie dotknąwszy głową poduszki.
Nazajutrz rano mój nauczyciel (był to student krakowskiego uniwersytetu) obudził mię wcześnie i rzekł, podczas gdyśmy się ubierali: „Zdaje się że jest dużo gości w tym hotelu. Słyszałem odgłosy rozmów aż do jedenastej“. Bardzo mnie to zdziwiło; nie słyszałem żadnego hałasu, bo zasnąłem jak kamień.
Zeszliśmy do długiej, wąskiej jadalni o długim, wąskim stole z dwoma rzędami talerzy. Przy jednem z okien bez firanek stał wysoki, kościsty człowiek; miał obfitą czarną brodę i łysą głowę ozdobioną kępką czarnych włosów nad każdem uchem. Popatrzył na nas z nad gazety, którą czytał; zdawało się że jest szczerze naszem najściem zdziwiony. Wkrótce weszło jeszcze więcej mężczyzn. Żaden z nich nie wyglądał na turystę. Ani jedna kobieta się nie zjawiła. Miałem wrażenie że ci ludzie znają się dość dobrze, ale nie mogę powiedzieć aby byli bardzo rozmowni. Łysy człowiek zasiadł z powagą na pierwszem miejscu. Wszystko to wyglądało na familijne zebranie. Dowiedzieliśmy się niebawem od jednej z krzepkich służących w narodowym stroju, że hotel ten jest właściwie pensjonatem dla angielskich inżynierów zajętych przy budowie tunelu Św. Gotarda. Mogłem się nasłuchać do syta dźwięków angielskiej mowy, choć ludzie ci nie byli zbyt rozmowni, uważając widać, że nie należy tracić wielu słów na pustą uprzejmość.