Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oficer belgijski; wypadek ten zdarzył się parę miesięcy wcześniej, i zdaje się że ów Belg wracał również do kraju; nie był może tak ciężko chory jak ja w owej chwili — ale jednak wracał do kraju. Przebyłem tamto miejsce nawpół żywy, a było wówczas ze mną tak źle, że nic mnie wogóle nie obchodziło; rękopis „Szaleństwa Almayera“ stale mi towarzyszył wśród coraz mniej licznych bagaży i tak się oto dostałem do owej rozkosznej stolicy Boma, gdzie przed wyruszeniem parowca, który wracał do kraju, miałem czas życzyć sobie śmierci raz po raz z najzupełniejszą szczerością. Istniało wówczas tylko siedem rozdziałów „Szaleństwa Almayera“, lecz najbliższy rozdział mego życia zawierał długą, długą chorobę i bardzo posępny powrót do zdrowia. Genewa, a ściślej mówiąc wodoleczniczy zakład w Champel wsławił się raz na zawsze, gdyż tam ukończyłem ósmy rozdział historji o zmierzchu i upadku Almayera. Treść dziewiątego rozdziału jest nierozdzielnie splątana z troską o sprawne administrowanie wielkim składem towarów na wybrzeżu Tamizy, składem należącym do pewnej firmy w City — mniejsza o jej nazwisko. Lecz praca ta, którą podjąłem aby się przyzwyczaić z powrotem do czynnego, normalnego życia, trwała krótko. Ziemia nie miała w sobie nic, coby potrafiło mię przykuć na czas dłuższy. Tedy ową pamiętną powieść, niby beczkę wyborowej madery, obwoziłem tu i tam po morzu przez całe trzy lata. Czy ów system wpłynął na nią korzystnie, tego bym oczywiście powiedzieć nie umiał. Sądząc jednak z pozoru, nie było tak bynajmniej. Rękopis wypłowiał, pożółkł i nabrał starożytnego wyglądu. Przypuszczenie, aby Almayerowi i Ninie mogło się coś wogóle wydarzyć, wydało mi się w końcu absurdem. A jednak