Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siedztwie opery, gdzie tenże iluminator otwierał się na kawiarnię zupełnie innego rodzaju — najlepszą w mieście, o ile mi się zdaje; w tej to właśnie kawiarni zacny Bovary i jego żona, romantyczna córka starego Père Renault, posilali się po pamiętnym przedstawieniu w operze, wysłuchawszy tragicznej historji Łucji z Lammermooru w oprawie lekkiej muzyki.
Nie mogłem już przywołać z powrotem wizji archipelagu Wschodniego, który miałem wszelką nadzieję znów ujrzeć. Historja o „Szaleństwie Almayera“ została schowana na resztę dnia pod poduszkę. Nie przypominam sobie, aby jakie zajęcie odrywało mię od pisania; Bogiem a prawdą prowadziliśmy wówczas na pokładzie życie kontemplacyjne. Nie powiem tu nic o mem uprzywilejowanem stanowisku na okręcie. Znalazłem się tam poprostu „z grzeczności“, niby wybitny aktor, który podejmuje się drobnej roli na benefisie przyjaciela.
Jeżeli chodzi o moje własne uczucia, nie dogadzał mi pobyt na tym parowcu w owym czasie i w danych okolicznościach. I może nie byłem tam nawet potrzebny w zwykłem tego słowa znaczeniu, w jakiem statek „potrzebuje“ oficera. Pierwszy to i ostatni wypadek w mej morskiej karjerze, że służyłem na statku, którego właściciele pozostali dla mnie zupełnie nieuchwytni. Nie myślę tu o znanej ogólnie firmie londyńskich agentów handlujących statkami, którzy wynajęli nasz parowiec Francusko-Kanadyjskiej Spółce Transportowej, nietyle krótkotrwałej co efemerycznej. Śmierć zostawia coś poza sobą, ale po F. K. S. T. nie zostało nic uchwytnego. Kwitła nie dłużej od róży i, bynajmniej nie jak róża, rozwinęła się w samym środku zimy, siejąc nikłą woń przygód, poczem zwiędła jeszcze