Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Almayer, wypowiedziane przez nią zdanie, rozpoczynające rozdział dziesiąty i pełne swoistej mądrości słowa pani Almayer, które miała wyrzec wśród zapadającej złowieszczo tropikalnej nocy. Nie mogłem mu powiedzieć, że Nina oznajmiła: „Zaszło nareszcie“. Niezmiernieby go to zdziwiło i byłby może upuścił swe drogocenne banjo. Nie mogłem mu także powiedzieć, że słońce mego życia na morzu chyliło się również ku zachodowi w tej samej właśnie chwili, gdy kreśliłem słowa opisujące niecierpliwe porywy młodości pochłoniętej swem pragnieniem. Sam o tem nie wiedziałem, a można śmiało powiedzieć, że nie byłoby to obeszło mego kolegi, choć zacny ten młodzian odnosił się do mnie z większem uszanowaniem, niż tego właściwie wymagały nasze służbowe stosunki.
Opuścił wzrok z tkliwością na banjo a ja patrzyłem w dalszym ciągu przez iluminator. Okrągły otwór ujmował w mosiężne ramy fragment bulwaru, z beczkami stojącemi rzędem na zamarzłym gruncie, i koniec wielkiego wozu. Furman o czerwonym nosie, odziany w bluzę i wełnianą szlafmycę, stał oparty o koło. Po wybrzeżu spacerował leniwie bezczynny strażnik z urzędu celnego, w ściągniętej pasem granatowej kapocie; zdawało się że jest zgnębiony niepogodą i jednostajnością swej egzystencji. Tło obrazu objętego iluminatorem stanowiły brudne domy, przed któremi rozpościerał się szeroko bruk, brunatny od zamarzniętej warstwy błota. Koloryt obrazu był ciemny, a jego najwydatniejszy punkt stanowiła mała kawiarnia o oknach przybranych firankami i obdrapanym froncie z białego drzewa, który to front harmonizował z niechlujstwem biedniejszych dzielnic miasta, ciągnących się wzdłuż rzeki. Przesunięto nas tutaj z innego stoiska w są-