Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wniosku, że niektórzy cudzoziemcy mówią lepiej po angielsku niż sami Anglicy. Powiedziała nie odwracając oczu od drzwi saloniku:
— Chyba pan nie zamierza pozostać w Anglii na stałe?
Nieznajomy znów się uśmiechnął, milcząc. Miał miły wyraz ust i bystre oczy. Zaprzeczył głową jakby z pewnym smutkiem.
— Mój mąż pomoże panu i wszystko będzie dobrze. A tymczasem najlepiej pan zrobi, jeśli pan zamieszka na kilka dni u Guiglianiego, w Continental Hotel. To coś w rodzaju pensjonatu. Spokojnie tam. Mój mąż pana zaprowadzi.
— Dobra myśl — rzekł szczupły brunet, którego wzrok nagle stwardniał.
— Pan znał już przedtem mojego męża, co? Może we Francji?
— Słyszałem o nim — przyznał gość; mówił powoli, mozolnie, przy czym czuło się z jego tonu, że nie chce się wdawać w rozmowę.
Zapadło milczenie. Potem nieznajomy odezwał się znowu tonem znacznie naturalniejszym:
— Może pani mąż wyszedł już i czeka na mnie na ulicy?
— Na ulicy! — powtórzyła zaskoczona pani Verloc. — To niemożliwe. Nie ma tu innego wyjścia z mieszkania.
Przez chwilę siedziała obojętnie, potem wstała z krzesła i zajrzała do saloniku, uchyliwszy oszklonych drzwi. Nagle je otworzyła i znikła.
Pan Verloc przez cały ten czas tylko włożył palto. Ale dlaczego stanął potem przy stole, wsparty oń oburącz, jakby czuł zawrót głowy lub mdłości? Winnie nie mogła nic z tego zrozumieć.